start page    szczęscie - główna strona / happiness - main page    zycie - główna strona / life - main page



Ocalić życie to jeszcze nie wszystko - przykłady postaw heroicznych w "Innym świecie" Gustawa Herlinga - Grudzińskiego


Gustaw Herling - Grudziński swój utwór poprzedził mottem zaczerpniętym z "Zapisków martwego domu" Fiodora Dostojewskiego "Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego nie podobny; tu panowały inne odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać".

Przytoczone powyżej motto zwraca uwagę na problematykę "Innego świata". Wyraża również osobisty stosunek Grudzińskiego do przedstawionych faktów. Żeby zrozumieć świat obozowy - gułagów, należy zapomnieć o przyjętych normach. Świat ten stworzył własny kodeks moralny, którego więźniowie zmuszeni byli przestrzegać, jeśli chcieli przetrwać.

"Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach i uważam za potworny nonsens naszych czasów próby sądzenia go wedle uczynków jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich - tak jak wodę można było mierzyć ogniem, a ziemię piekłem".

Zdanie to nie jest jednak próbą usprawiedliwienia się ze strony narratora, który jak sam podkreśla nie zgodził się na moralność obozową. Grudziński pełen jest zrozumienia dla zaszczutych i upodlonych ludzi, ale po kilku latach, po wyjściu z obozu nie potrafi dać rozgrzeszenia człowiekowi, który przyczynił się do śmierci kilku Niemców.

Kostylew kiedy miał 24 lata z polecenia partii opuścił politechnikę w Moskwie i wstąpił do Akademii Morskiej we Władywostoku. Sam pochodził z Woroneża i wcześnie osierocony przez ojca musiał od najmłodszych lat troszczyć się o utrzymanie matki, która po śmierci męża przelała na syna całą swoją niewyżytą miłość owdowiałej przedwcześnie kobiety. Dla młodego Kostylewa miłość do matki była również jedynym trwałym punktem oparcia w otaczającej go rzeczywistości. Należał wprawdzie najpierw do komsomołu, a potem do partii, ale jego życie osobiste wymykało się nieustannie z ram tresury politycznej i szukało ucieczki w ramionach matki. Ojciec, umierając, nakazał mu wierność matce i wielkiemu dziełu Rewolucji Październikowej. Kostylew zbyt głęboko wyrósł był od dzieciństwa w atmosferę komunizmu, by przypuszczać, że może jeszcze istnieć na świcie coś trzeciego. Toteż nie zawahał się - mimo, że jak twierdził, ciągnęła go zawsze literatura - gdy komsomoł wezwał go do wstąpienia na politechnikę w Moskwie; nie opierał się również, gdy jako młody inżynier konstruktor został wysłany przez partię do Szkoły Morskiej we Władywostoku.

Komunizm Kostylewa polegał w pierwszym rzędzie na wychowaniu. Matka, prosta i religijna raczej kobieta, niewiele rozumiała z tego, co jej mówił często mąż, ale przez pietyzm dla jego pamięci i instynktowne wyczucie bezpieczeństwa rodzinnego podsycała w synu zapal rewolucyjny. Starczyło tego zaledwie na późne dzieciństwo i wczesną młodość. Kiedy Kostylew zapisywał się na uniwersytet, był już na tyle inteligentny, że zapragnął pójść o krok dalej i ogarnąć rozumem zasady wiary, której był dotąd posłuszny sercem. Zapoznał się z klasykami marksizmu, przestudiował dokładnie Lenina i Stalina, brał żywy udział w zebraniach partyjnych i wyrobił sobie pogląd, że jako inżynier - komunista będzie w Rosji, "dościgającej i prześcigającej Zachód", czymś w rodzaju misjonarza owej cywilizacji technicznej. W ciągu lat samotnego współżycia z matką, gdy wracając ze szkoły widział codziennie jej surowy profil za szybą parterowego domku w Woroneżu i w półmroku pochylał się z lekkim ukłuciem bólu do jej rąk stwardniałych od pracy, wyrobił w sobie potrzebę cierpienia dla cudzego szczęścia. Z "poligramoty" dowiedział się, że prawdziwe cierpienie istnieje tylko na Zachodzie, zapalił się więc do myśli o rewolucji światowej. Ważnym punktem w kształtowaniu się jego osobowości był fakt, że wśród nieprzytomnych ataków prasy i propagandy sowieckiej na świat kapitalistyczny Kostylew złożył swoje śluby walki wyzwoleńczej o wolność uciemiężonych Europejczykow nie w imię nienawiści, lecz w imię miłości do nieznanego Zachodu. W marcu 1941 roku Kostylew drżał z zachwytu i przejęcia na sam dźwięk nazwiska Thoreza. Uważał go za jedynego prawowitego sukcesora Wielkiej Rewolucji Francuskiej, choć nie bardzo jednocześnie rozumiał, dlaczego jest on tak niewolniczo posłuszny temu, który zdradził Rewolucję Paździerrnikową. Na drugim roku studiów w Akademii Morskiej Kostylew znalazł we Władywostuku małą wypożyczalnię prywatną, a w niej parę zniszczonych książek francuskich : Balzaca, Stendhala. Nie spodziewał się po nich niczego nadzwyczajnego - chciał się tylko poćwiczyć w języku. Zaniedbywał się w nauce. W 1937 roku właściciel prywatnej wypożyczalni książek - stary Niemiec Berger został aresztowany, a w parę tygodni potem pociągnął za sobą Kostylewa. Skatowany do utraty przytomności, bity na nowo po otrzeźwieniu wiadrem zimnej wody - Kostylew nie przyznawał się do winy. W końcu zmuszono go do podpisania aktu oskarżenia. W styczniu 1939 roku odesłano go z wyrokiem 10 - letnim do obozu kargopolskiego i po paru dniach pobytu w Jercewie skierowano go do Mostowicy. Jako inżynier ze "spiecnaprawienijem" otrzymał nieco lepsze warunki życia i stosunkowo lekką pracę. Rozdawał więźniom swój chleb, zanosił do "trupiarni" talony na zupę, przynosił tłuszcz lub jarzyny dla chorych. Na skutek tego został administracyjnym zarządzeniem naczelnika obozów kargopolskich pozbawiony na czas odbywania wyroku prawa pracy i odesłany do brygady leśnej. Zapomniał szybko o litości, praca fizyczna tak go złamała i poniżyła, że zrobiłby wszystko dla kawałka chleba. W marcu 1941 roku Kostylew przyszedł do Jercewa z prawą ręką na temblaku i zaliczony został do brygady tragarzy. Gdy upewnił się, że wszyscy wyszli, odwijał bagaż i wkładał prawą rękę do ognia. Dzięki temu istniał na liście zwolnionych i co trzeci dzień wieczorem, chodził na oględziny do ambulatorium. W pierwszych dniach kwietnia rozniosła się po obozie wiadomość, że przygotowuje się etap na Kołymę, gdzie wybierano więźniów z wysokoprocentową utratą zdrowia. Grudziński złożył w gabinecie naczelnika prośbę, aby na Kolymę wysłano jego zamiast Kostylewa. Nie zgodzono się jednak na to. Nazajutrz wieczorem Dimka przekazał Grudzińskiemu, że Kostylew oblał się w łaźni wrzątkiem i jest w szpitalu. Niedługo umarł w straszliwych męczarniach nie odzyskawszy przytomności.

Natalia Lwowna pracowała w biurze rachmistrzów obozowych. Należała w obozie do kilkudziesięcioosobowej grupy więźniów, którą określano skrótem KWZD. Te 4 litery oznaczały kolej wschodnio-chińską, sprzedaną przez rząd sowiecki 23 III 1935 Japonii, a raczej rządowi Mandżuko. Mówiono, że Lwowna zawdzięcza swoją pracę chorobie serca. Nikt się nią nie interesował, nikomu się nie podobała, nikomu nie mogło zależeć na tym by torturą pracy zmusić ją do uległości. Jak na swój młody wiek (20 lat) była już wyjątkowo stara, brzydka, ociężała, niezgrabna o dużych chorobliwie wyłupiastych oczach. Z Grudzińskim poznała się na filmie "Wielki walc". Po nim pożyczyła Grudzińskiemu książkę "Zapiski z martwego domu" Dostojewskiego.

Jewgienia Fiodorowna z ojca Rosjanina i matki Uzbeczki, była zupełnie wyjątkowej urody : twarz miała smagłą i drobną, oczy piękne smutne i czarne włosy. Była studentką medycyny na uniwersytecie w Taszkiencie, aż do chwili, gdy ją aresztowano w 1936 roku za "odchylenia nacjonalistyczne". Jewgienija nienawidziła ludzi wolnych i w pewien sposób wstydziła się tego naruszenia solidarności więziennej. W obecności Jegorowa (lekarza, który został jej obozowym mężem) usiłowała zawsze zachować zupełną obojętność. W miesiąc po wypisaniu się ze szpitala Grudziński odwiedził Jewgieniję i został u niej.